Cisza..Nawet wiart wydawał się być bezszelestny...Na środku pola stał młody chłopak i ćwiczył swoje umiejętności...Doodoła płonęły drzewa i krzewy sprawiając że wydawało sie iż chłopak stoi w wielkim pierścieniu ognia..W pewnej chwili machnął ręką w strone największego drzewa z ktorego płomienie wystrzelaly aż pod niebiosa...Gdy chłopiec zrobił ruch ręką drzewo zalala ogromna fala wody wysoka na 10 metrów i ugasiła pożar...:"Wciąż zbyt niska.." Skarcił się chłopiec mrużąc oczy poczy znów machnąl ręką i drzewo znów zapłoneło...
Offline
"To jest Ame...Miasto Deszczu..Dość nieprzyjemne miejsce dla takiej malej dziewczynki...Rodzina napewno się o ciebie martwi..Powinnaś wracać do domu...Wskazać ci drogę? Jesl ichcesz moge cie odprowadzić.." Vivith wiedział co isę stanie jeśl ijego bracia dowiedzą się o pobycie człowieka w mieście...Zabiją go. A on tego nei chciał..To była mała dziewczynka..A on nei widział przyjemności w wysysaniu sił żywotnych z dzieci...
Offline
Vivith stanął przez chwilę w bezruchu:" sierotą? Nie ma rodziny..." pomyślał poczym zwrócił sie ponownie do dziewczynki:" Cóż...Ucieklaś z sierocińca...Gdzie teraz się podziejesz? Tam mialas ciepły posiłek, a co teraz będziesz jeść?" Vivith nie potrafił wyobrazić sobie życia bez nikogo w koło...Był przyzwyczajony do mieszkańcow swojego miasta...:"Na imię mi Vivith..A ty nei powinnaś być tutaj sama" Powtórzył młodzieniec nachylając isę nad dziewczynką...:"Może jesteś głodna?"
Offline
- Vivith... - powiedziała cicho. - Tak... trochę... Ale nie chcę wracać tam, gdzie ludzie stają się szarą, bezkrztałtną masą... - Dziewczynka dojrzała coś, co majaczyło w ustach chłopaka. - Czy... Czy to... - dziewczynka cofnęła się o kilka kroków, ściskając przed sobą koszyczek.
Offline
-" W-wampir!" - pomyślała dziewczynka, rzucając w chłopaka koszyczkiem, z którego wyleciały płatki kwiatów, obsypując go całego, jak padający w Ame, deszcz. - Potwór!!! - krzyknęła, biegnąc przed siebie. - Pomocy!!!
Offline